Chłopiec zacisnął palce na pluszowym szczurku. Przełknął ślinę, zwieszając wzrok. Było późno. Oczy kleiły mu się od braku snu, a w brzuchu burczało. Siedział skulony za drzwiami. Starał się oddychać najciszej jak potrafi. Zagryzał wargi do krwi, byle tylko nie płakać. Żadnych dźwięków. Nie ma cię tu. Nie ma.
— Panie… panie…przepraszam…
— Jesteś idiotą, zdrajco, idiotą.
— Panie… panie… proszę…
— Crucio…
Przeraźliwy wrzask zakłócił szloch chłopca. Światło zaklęć odbijało się w lustrze, oświetlając wąski korytarz. Plastikowe oczy szczurka pobłyskiwały żałośnie.
— Naprawdę myślałeś, że ci się uda? Że się nie zorientuję?! Głupcze! Przede mną nie można się ukryć!
— Nie chciałem… musiałem…. panie…
Kolejne zaklęcie. Kolejny krzyk. Chłopiec wpił paznokcie w ścianę. Chciał uciec. Jak najdalej. Schować się gdzieś. Pod łóżkiem albo w szafie. Gdziekolwiek.
Ale musiał czekać na mamę. Mama przyjdzie. Uratuje ich. Obiecała.
Obiecała, obiecała, obiecała…
Nagle wrzaski ucichły. Ciężki oddech był jednak równie bolesny. Cichy, przebiegły chichot sprawił, że chłopiec skulił się jeszcze bardziej.
— Poniesiesz karę zdrajco. Prawdziwą karę. Śmierć byłaby za ciebie zbyt łaskawa.
— Nie, nie, nie… błagam…. Nie!
Chłopiec pisnął. Zatkał uczy rękami i wcisnął się w kąt.
— Nieeee!
A potem nagle nastąpiła cisza.
— Imperio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz